Historia Linuksa pokazuje, że był to system tylko dla osób, które lubiły grzebać w komputerze, miały na to czas i dużo samozaparcia, aby się nie zniechęcić. Ostatnimi czasy ta tendencja się zmienia. Nie tylko Windows staje na domowych biurkach. Podaje on wszystko na tacy i nie trzeba się specjalnie wysilać, aby osiągnąć zamierzony efekt w codziennych pracach (czytaj: napisać mejla, dokument w Word'ie, obejrzeć film, pogadać na czacie itp.). Linux równie dobrze spełnia to zadanie.
Linux to system, który przez dłuższy czas był systemem przeznaczonym tylko do celów produkcyjnych, który się włącza i zapomina o nim. Dopiero od kilku lat widać jego ekspansję na domowe komputery. Dokonało się to mędzy innymi dzięki łatwej w obsłudze dystrybucji zwanej Ubuntu Linux.
Nie będę pisał tutaj historii Linuksa gdyż jest wiele stron poświęconych temu tematowi, tak więc odsyłam na przykład do Wikipedii.

Zanim siądzie się do testowania Linuksa musicie uświadomić sobie fakt, że nie jest to Windows. Ludzie są przyzwyczajeni do pewnej systematyki systemu z Redmond, ale trzeba pamiętać że Pingwina robili inni ludzie i na pewno mieli też inną wizję systemu. Owszem środowiska graficzne są do siebie podobne: w Linuksie też są okna, ikony, jest pasek zadań. Jednak w głębi rzeczy to co wygląda tak samo, może działać nieco inaczej. Pewnie niektórzy z Was myślą, że okna i ikony to wymysł Microsoft'u - nic bardziej mylnego. Pierwszy system, w którym pojawiły się tego typu rozwiązania to Pilot na komputerze Xerox Star w roku 1977.
Dziwne było to, że komputer ten nie odniósł większego sukcesu marketingowego. Za to Apple zaczął kopiować pomysły z Xerox'a i jemu się udało.

Środowisk graficznych Linuksa jest kilka i każdy może wybrać coś dla siebie i pod swój komputer. Mają one różne wymagania sprzętowe. Są bardzo plastyczne i jeśli bardzo tego chcesz, możesz przeobrazić Linuksa na Windows XP. I to przy pomocy standardowych narzędzi dostarczanych razem z systemem. Spróbuj przeobrazić Windows'a, bez dodatkowych programów, które żrą pamięć... Personalizacja wyglądu dotyczy kolorów tła, belki okna, paska zadań, gadżetów, przycisków, ikon, itd. Praktycznie wszystko można dostosować. Oprócz wyglądu można też zmieniać sposób zachowania się poszczególnych elementów graficznego interfejsu użytkownika (GUI - Graphic User Interface).
Ale GUI to tylko jeden ze sposób sterowania systemem.
Jest jeszcze konsola. Na jej widok co nie których łapie blady strach. Strach przed migającym kursorem
. Głównie redaktorzy czasopisma Chip straszą użytkowników Win konsolą, którzy chcieliby spróbować Linuksa. Konsola wymaga od użytkownika znajomości komend, tak jak w przypadku GUI znajomości tego gdzie kliknąć, aby uzyskać zamierzony efekt. Wiadomo, że klikać jest łatwiej, to nie ulega wątpliwości. Sam jeśli mam do wyboru zrobić czynność klikając czy wpisując komendy, wybieram to pierwsze (zazwyczaj). Dla wielu ludzi, konsola to przeżytek. Dla mnie to kolejny sposób komunikacji z systemem i bardziej przejrzystego dialogu. Dlaczego? Zawsze możesz konsole przewinąć do góry i zobaczyć co było wcześniej - tak jak w GG możesz przejrzeć historię rozmowy ze znajomym. Konsola to taki komunikator systemowy, pozwalający dogadać się z systemem. Oczywiście trzeba znać jego język. Generalnie są to skróty od angielskich słów, które nazywają się poleceniami. Po pierwszym użyciu danej komendy, szybko zostają w głowie. Prawie każde polecenie ma opcje i argumenty. Każde polecenie ma składnie, dzięki której łatwiej zrozumieć co należy wpisać po komendzie. Zazwyczaj składnia wygląda tak:


komenda [opcje] argument |
W dokumentacjach komend zawsze są opisane składnie. Opcje i argumenty w nawiasach kwadratowych są niekonieczne. W przykładzie powyższym widać, że po komendzie można wpisać opcję, ale trzeba wpisać parametr. Są też komendy które nie wymagają żadnych opcji ani argumentów.
Jak już pisałem wcześniej polecenia to skróty angielskich słów. Na przykład polecenie ls służące do wyświetlania zawartości bierzącego katalogu jest skrótem od angielskiego słowa list. Filozofia wymyślania poleceń jest zazwyczaj taka, aby były jak najkrótsze jednak aby się nie powtarzały skróty dla różnych komend. Kiedyś, jak nie było jeszcze środowisk graficznych i posługiwano się tylko konsolą, to bardzo ułatwiało sprawę. Szybciej wpisać dwa znaki, zamiast 4. Szczególnie jeśli trzeba napisać kilka linijek.
Komend w Linuksie jest bardzo dużo i nawet jeśli na codzień używasz konsoli, głowa nie śmietnik, nie jesteś w stanie zapamiętać wszystkiego. Dlatego jest polecenie man (skrót od manual - instrukcja obsługi). Składnia polecenia man do szukania pomocy jest następująca (upraszczając):
man -k szukana_fraza |
Zamiast słów szukana_fraza wpisujemy szukany przez nas temat. Lista, która wyskoczy prawdopodobnie będzie długa. Jeśli w systemie mamy zainstalowane polskie instrukcje, można wpisywać polskie słowa, ale raczej zaleca się stosowanie słów angielskich. Jeszcze nie wszystkie podręczniki (bo tak też na te instrukcje się mówi) są przetłumaczone.
Dlaczego konsola może być lepsza od GUI? Zawsze można ją przewinąć do góry i zabaczyć komunikaty. Gdy program sie nie uruchamia, zawsze można spróbować uruchomić go z konsoli i zobaczyć czy czasem nie wyskakuje błąd, który wyjaśni nam co jest źle. Do tego dochodzą czynności wykonywane automatycznie, często wykonywane przez administratorów serwerów. Można napisać skrypt, który będzie zbiorem komend w kolejności wykonywania. Włączenie skryptu powoduje seryjne wykonywanie poleceń, które są w nim zapisane. Raczej ciężko zaprogramować komputer aby klikał w okienka, wiedział jakie, podejnował decyzje i wykonywał czynności, które człowiek robi normalnie.
Ale temat konsoli pewnie się jeszcze pojawi na stronie, więc przechodzimy dalej. Jako że zawsze interesowały mnie każde możliwe rozwiązania, lubiłem poznawać to czego jeszcze nie poznałem, trafiło na Linuksa. Na pewno dużym plusem tego systemu jest to, że nie trzeba się martwić o wirusy, przynajmniej na razie. Jeśli stanie się popularniejszy, to mogą pojawić się i wirusy, ale żeby te wirusy działały potrzebne jest działanie użytkownika. W Windows'ie wystarczy odebrać mejla z podejrzanym załącznikiem, aby zainfekować system. W Linuksie jest to nie do pomyślenia. Skoro odbieram mejla to odczytuje jego treść, ale załącznika nie ruszam. Dodakowo aby system mógł uruchomić dany plik, musi on mieć ustawiony atrybut uruchamiania. Atrybuty to właściwości pliku, zabezpieczające przed nieautoryzowanym dostępem do pliku przez innych użytkowników systemu. Może to być: prawo do odczytu pliku, prawo do zapisu (i kasowania) pliku, oraz uruchamianie na poziomie właściciela pliku. Potem są te same artybuty do grupy użytkowników i pozostałych osób. Tak więc bez odpowiednich atrybutów wirus się nie uruchomi.
Zawsze mnie śmieszyły niektóre tytuły artykułów z gazet o komputerach: zabezpiecz swój komputer, spyware kradnie twoje dane, jak wyczyścić Windows, itd. Czy płacąc kilkaset złotych za system, musisz jeszcze zrobić wiele innych czynności albo kupić dodatkowe oprogramowanie antywirusowe, aby go zabezpieczyć i używać jak najdłużej bez awarii??? Po co używać systemu, który może sprawiać takie zagrożenie dla Twoich danych i Twojej prywatności??? Do tego dochodzi działanie systemu, które potrafi wysyłać informacje w sieć na temat tego co robisz i co masz zainstalowane (i to nie jest działanie jakiegoś wirusa, tylko zamierzone działanie producenta). Oczywiście w Windows'ie można to załatać, ale czy na tym polega używanie bezpiecznego systemu??? Na te pytania odpowiedźcie sobie sami. Taka mała dygresja 

Kolejnym zabezpieczeniem w Linuksie przed szkodliwym działaniem ewentualnego wirusa jest to że użytkownik nie ma normalnie prawa do zapisu i kasowania w katalogach i plikach należących do systemu. Może tylko odczytywać. Zmiany w systemie można wprowadzać dopiero po podaniu hasła. Wirus co najwyżej może działać na plikach użytkownika, które znajdują się w jego katalogu domowym. Katalog domowy to taki odpowiednik Moich dokumentów w Windows'ie.
Te proste zasady zabezpieczają system przed zniszczeniem przez innych użytkowników. Dlaczego w Linuksie mówi się o użytkownikach, a nie o użytkowniku? To wynika z historii Linuksa. Z założenia system ma być wieloużytnikowy i umożliwiać dostęp do swoich zasobów wielu osobom. To samo zostało wprowadzone w Windows'ie. Idea ta sama. Różnica jest taka, że w Windows'ie użytkownik może być Administratorem, który przy zalogowaniu podaje hasło, a potem bez weryfikacji może wykonywać zmiany w systemie (wirusy uruchamiają się w trybie administratora i uszkadzają system). W Linuksie natomiast jeśli użytkownik jest w grupie root (administratora Linuksa) może wykonywać zmiany, ale musi podać hasło. To również jest wynikiem historii Linuksa.
Tak więc instalowanie antywirusa na Linuksie nie ma sensu. Po za tym wirusy z Windows'a nie będą działać na Linuksie, tak samo jak inne programy (co do aplikacji można je uruchamiać przez specjalny program Wine, ale o tym kiedy indziej). A co z bezpieczeństwem sieciowym? Domyślnie Ubuntu po zainstalowaniu nie ma otwartych portów TCP. Tak więc nie ma otwartych drzwi przez które dane mogą wejść z zewnątrz do komputera. Po zainstalowaniu Windows'a na samym starcie już są pootwierane porty. Oczywiście można w Linuksie poinstalować usługi sieciowe (a przez co otworzymy porty) jeśli tego chcemy, a bronić je przed nieautoryzowanym dostępem za pomocą firewall'a (polecam Firestarter).
Najważniejszym powodem dlaczego wolę Ubuntu od Windows jest fakt, że ten pierwszy system nie jest produkowany przez firmę Microsoft. A ten nie zważa na miedzynarodowe ustalenia co do standardów. Tak było w przypadku kodowania narodowych znaków na stronach internetowych. International Standard Organization ustaliło sposób kodowania np. polskich literek jako ISO-8859-2, a MS utworzył własny sposób i promował go na swoich systemach. A Internet to nie tylko Windows. Jeśli ktoś posiada inny system, a oglądał stronę która posiadała kodowanie MS, zamiast polskich literek miał krzaki. Całe szczęście szybko zareagowali producenci przeglądarek internetowych, rozwiązując ten problem konwertowaniem znaków i automatycznym rozpoznawaniem kodowania. Jednak najistotniejsze jest to, że MS nie liczy się z innymi, ignoruje ich i wykorzystuje pozycję giganta rynkowego. Podobnie jest z systemem plików na płytach ISO9660. Oficjalnym rozszerzeniem tego systemu jest Rock Ridge (które jest natywnym rozszerzeniem Linuksa i Amigi). MS wprowadza swoje, niekompatybilne z Rock Ridge - Joliet. Tak więc nagrywając płytę pod Windowsem (z Joliet) odtworzysz płytę wszędzie. Ale jeśli nagrasz płytę na Linuksie (z Rock Ridge) i nie dograsz rozszerzeń Joliet, Windows może mieć problemy z odczytaniem tej płyty. Pomimo, że RR jest oficjalnym rozszerzeniem ISO9660. Morał z tego taki, że Linux dąży do obsługi jak największej ilości formatów danych, systemów plików, rozwiązań typowych dla innych komputerów niż pc, a strategia MS to generalnie ignorancja wszystkiego co nie powstało w Redmond. Nawet znak slash'a do rozdzielania podkatalogów musieli napisać po swojemu - backslash'em \. Całe szczeście w ostatnich latach sprawa zmienia się na lepsze, kolejne sprawy sądowe wytaczane Microsoft'owi, doprowadzają do ucywilizowania molocha. Powoli, ale widać pozytywne działania MS. Ciekawe na ile jest to chęć na nie działanie na szkode innych użytkowników, a na ile strach przed kolejnymi procesami.
Kolejnym powodem dla którego nie lubie firmy MS to przypisywanie sobie rozwiązań. Tak było w przypadku zdalnego pulpitu, którey kiedyś tak wychwalali. W Linuksie to rozwiązanie było już od dawna (VNC). Projektanci MS szybko się uczą i podłapują pomysły. Postawili mocno na sterowanie systemem przez GUI, ale zapomnieli o konsoli, przez co trochę utrudniali pracę administratorom systemu. I tak pojawia się na Windows'ie PowerShell, czyli bardziej zaawansowana konsola, niż zwykły wiersz poleceń dostępny w Akcesoriach, który nie może się równać z BASH'em (jedną z konsol Linuksa).
Jednym z mitów na temat Linuksa jest brak sterowników. Z własnego doświadczenia wiem że to nieprawda. Gdy podłączałem kolejne urządzenia do swojego laptopa, takie jak przelotka com<>usb, tablet, adapter IDE do połączania dysków wewnętrznych przez usb, modem 3G, joypad, drukarka, za każdym razem Ubuntu wykrywał urządzenie i ono działało. Gdy podłączałem do Windows'a Visty był następujący scenariusz:
- Windows wykrył nowe urządzenie, czy ma wyszukać sterowników? - klikam tak.
- Windows szuka. Nic nie znalazł, czy ma wyszukać w Internecie? - znów biorę tak.
- Szuka znów przez dłuższą chwilę i dalej niczego nie znalazł. Teraz poprosił o płytę ze sterownikami.
Tak było po podłączeniu przelotki usb<>com, gdyż nie mam w laptopie już portu szeregowego. A w Linuksie: uruchomiłem dziennik zdarzeń i patrzę co się stanie po podłączeniu do portu USB. Pokazuje producenta, rodzaj urządzenia i gotowe. Działa. Żadnych sterowników, ponieważ sterowniki są już w jądrze systemu, instalowane razem z systemem. Jeśli sterowników nie ma w jądrze (rzadko się to zdarza) zawsze można poszukać na stronie. Sporo producentów umieszcza je na swoich oficjalnych stronach.
Wracę jeszcze do Windows'a, a dokładniej do porównania Open Office (OO) z MS Office. Jak wiadomo Open Office potrafi odczytywać format doc dzięki programistom OO i inżynierii wstecznej. MS Office generalnie nie odtwarza formatu ogólnie przyjętego przez ISO formatu Open Document z OO. Pomimo, że ten format jest otwarty i jego techniczną specyfikację można przeczytać w necie. Otworzyć ten format może MS Office 2007 z servicepack'iem 2, ale jego wyświetlanie pozostawia wiele do życzenia. Pomimo otwartości formatu pliku programiści MS nie przyłożyli się do pracy (a może to było zamierzone działanie?). Oczywiście MS nie wydaje swojego pakietu na Linuksa, co nie znaczy że nie można go używać pod tym systemem przez Wine.
Najważniejszą cechą Ubuntu to to, że jest za darmo. Można go sobie ściągnąć legalnie z oficjalnej strony lub też stamtąd zamówić za darmo, płytka przychodzi na podany przez nas adres. Trochę to trwa, bo jest sporo chętnych z całego świata. To chyba jedyny taki Linux rozprowadzany w ten sposób. W raz z płytą dostajesz nalepki, które można przykleić na przykład na laptopa. A najsłabszą stroną Ubuntu, jak i Linuksa jest brak natywnych wersji gier znanych z Win. Nie jest to winą samego Linuksa, ale producentów gier. Co nie znaczy, że nie ma w ogóle. Jest sporo gier darmowych, nie które całkiem niezłe perełki, często trafiają się remake'i starych gier, wykonane na nowo, z lepszą grafiką i nowymi pomysłami. Takim przykładem może być UFO: Alien Invasion. Często się spotykam z opinią (i zgadzam się z nią), że kiedyś to produkowano o wiele lepsze gry, jeśli chodzi o grywalność. Teraz generalnie kładziony jest nacisk na grafikę, ale gra polotu już nie ma. Czasem wolę uruchomić jakiś emulator i pograć w jakieś starocie, niż w nowe. Producenci gier kiedyś musieli więcej nadrabiać wyobraźnią i pomysłem niż kartą graficzną. Jeśli chodzi o strony z grami na Linuksa polecam zajrzeć do działu z linkami.
Jeszcze jedna ważna cecha systemu, która przychodzi mi na myśl, a która jest istotna - to lekkość Ubuntu. Sam system po zainstalowaniu zajmuje nieco ponad 4 GB. Wymaga 256 MB RAMu, ale dla swobodnej pracy bez opóźnień potrzeba jakieś 512 MB. System ładuje w zależności od maszyny na jakiej stoi od 30 do 60 sekund. Ale można szybiej, jak powyłącza się niepotrzebne usługi, np. nie mamy drukarki to niepotrzebny jest nam program uruchamiający się na starcie systemu, który zarządza kolejką drukowania. Takich usług systemu jest trochę i w zależności co komu potrzebne można jeszcze system podkręcić, aby szybciej się uruchamiał. Ale to temat na oddzielny artykuł.
Warto też powiedzieć o efektach pulpitu zarządzanych przez program o nazwie Compiz. Wymagania ma niewielkie. Ważne jest, aby w systemie były sterowniki, które pozwolą Compiz'owi na przerzucenie na kartę graficzną wszystkich obliczeń związanych z pokazywaniem efektów. Pierwszym komputerem na którym zainstalowałem Ubuntu był AMD 1,6 GHz, 512 MB RAM, karta grafiki GForce4 i Compiz śmigał na tej maszynce. O Viście i jej słabym, w porównaniu do Compiz'a, Areo można by pomażyć na tym komputerze. Co do wydajności wspomnę jeszcze jedną rzecz, która przytrafia mi się na moim laptopie: włączam kompa, pokazuje się GRUB menu w którym wybieram system, który mogę wybrać do uruchomienia; jeśli wybieram Ubuntu system startuje i dysku prawie nie słychać; gdy wybieram Windows'a7, od razu głowica skacze po dysku i słychać go, że pracuje. Nie jest to jakąś specjalnie przeszkadzającą przypadłością, ale mówi coś o wydajności obu systemów. Fakt, że jakbym przeprowadził defragmentację partycji z Win to pewnie też by ciszej i nieco szybciej startował (dostęp do odpowiednich danych byłby szybszy). Ale partycji Ubuntu nigdy nie defragmentowałem (i nie trzeba), a chodzi zawsze tak samo.
Jeszcze można podjąć jeden temat jeśli chodzi o wydajność. Mianowicie Windows po jakimś czasie użytkownia systemu zwalnia. Zaczyna dłużej startować, wydłuża się czas reakcji systemu na działania użytkownika. Czegoś takiego nie ma na Ubuntu. Linux może zacząć dłużej startować tylko wtedy, gdy zainstalujemy nowe usługi, które będą się uruchamiać razem z systemem.
Na sam koniec może jeszcze opiszę różnicę w systemie plików pomiędzy Ubuntu, a Windows'em. Jest to ważne do zrozumienia podstaw Linuksa jak i poradzenia sobie z instalacją. Domyślnym systemem plików w Win jest NTFS, wcześniej FAT. W Ubuntu domyślnym jest ext3 (jeszcze, co prawda jest już ext4, ale nie zalecam instalacji jego ze względu na wykryte błędy). Windows normalnie nie rozpoznaje i nie zobaczy zawartości systemu plików Linuksa (dobijająca ignorancja Microsoft'u). Ubuntu bez problemu widzi system plików NTFS i może wprowadzać dane do niego. Dla przykładu powiedzmy, że dysponujemu jednym dyskiem, podzielonym na 4 partycje, komputer posiada dysk, DVD i stację dyskietek.
![]() |
Poniżej przedstawiam rysunek w jaki sposób Windows rozpoznaje dyski, partycje i jak je przedstawia użytkownikowi.
![]() |
W Ubuntu wygląda to inaczej. Jak już powiedziałem Linux to nie Windows. Tak wygląda struktura katalogów w systemie Ubuntu:
![]() |
Wydawać by się mogło, że to trochę nie potrzebnie zagmatwane. To tylko pozory. W Ubuntu jest jeden katalog główny (oznaczony znakiem slash - / ), który zawiera pozostałe katalogi. Punkty montowania to nic innego jak katalogi, do których są przypisane urządzenia. Tak więc, aby przejrzeć zawartość urządzenia wchodzimy do katalogu, który jest punktem montowania danego urządzenia. Partycja linuksowa nr 1 ma punkt montowania w katalogu głównym Linuksa, tak więc od niej wszystko się zaczyna. Zawiera katalogi systemowe, których struktura jest dosyć przejrzysta. Każdy ma swoje zadania i służy do przetrzymywania różnego rodzaju plików. Katalog /home jest punktem montowania 3 partycji linuksowej. Służy do trzymania katalogów domowych użytkowników, które zawierają ich pliki. Można nie robić katalogu /home punktu montowania dla partycji, tylko traktować go jak zwykły katalog, wtedy wszystkie dane użytkowników będą trzymane na partycji systemowej Ubuntu. Takie rozwiązanie nie jest bezpieczne, ani praktyczne. Lepiej pliki użytkownika trzymać na oddzielnej partycji. Kiedy instalujemy nową wersję Ubuntu, zmienia się zawartość tylko partycji z plikami systemu, a nie użytkownika. Partycja linuksowa #2 jest miejscem gdzie system trzyma pamięć wirtualną i nie jest ona dostępna dla użytkownika. Kolejnym istotnym katalogiem w omawianym temacie jest katalog /media który służy do przetrzymywania katalogów - punktów montowania urządzeń, czyli w tym przypadku DVD/CD, stacji dyskietek, partycji z Windows'em. Jeśli natomiast podłączymy nowe urządzenie pamięci masowej, czyli np. pendrive wtedy w /media, system utworzy katalog, który będzie punktem montowania pendrive'a. Poniżej przedstawiam rysunek z zawartością katalogu /media (na rysunku powyżej trochę uprościłem zawartość tego katalogu).
|
Jak widać w katalogu /media mamy punkty montowania urządzeń, m.in. partycji z Windows'em. Jeśli wejdziemy do katalogu, /media/windows pokaże nam się zawartość tejże partycji. Jeśli wejdziemy do katalogu /media/cdrom pokaże nam się zawartość płyty CD/DVD. Nie trzeba się sugerować nazwą (to tylko literki). Ubuntu pokaże zawartość płyty DVD, nawet jeśli punkt montowania będzie podpisany cdrom. To nie ma znaczenia. I tak samo, analogicznie jest w przypadku stacji dyskietek.
Ktoś pewnie zada sobie pytanie: przecież na Windows'ie jest to znacznie proste. Na Ubuntu też. Jeśli chcecie coś w kształcie Mój komputer gdzie będą trzymane wszystkie urządzenia, bierzecie z menu Miejsca, potem Komputer i macie zawartość przypominającą tą z Windows'a.
![]() |
Specjalnie omówiłem to tak, aby łatwiej było zrozumieć jak dane są trzymane na partycjach Ubuntu. Oczywiście nie musicie wchodzić do katalogu /media, aby przeglądać urządzenia. Przy domyślnych ustawieniach, każde podłączone urządzenie pojawia się na pulpicie i w menu Miejsca. W momencie robienia powyższego screenshot'a miałem podłączony pendrive firmy Toshiba, tak więc jego ikonka pojawiła się w tym wirtualnym katalogu, w którym są trzymane skróty do urządzeń. Po lewej stronie widać listę urządzeń i zakładek do często używanych katalogów.
Jak już pisałem wcześniej struktura katalogów w Ubuntu jest przejrzysta. Omówie tylko znaczenie katalogów, które są w głównym katalogu systemowej partycji. Tak więc:
- bin - znajdują się tu podstawowe polecenia Ubuntu, bez których nie będzie działał.
- boot - pliki odpowiedzialne za wczesny start systemu. Tu znajduje się również plik konfiguracyjny GRUB'a, który służy do wybierania systemu (jeśli na komputerze jest ich kilka) zaraz po włączeniu lub ponownym uruchomieniu komputera.
- dev - tu znajdują się pliki urządzeń. W Linuksie jest przyjęta zasada, że wszystko jest plikiem. Nawet urządzenie. Tak więc np. plik /dev/sda1 jest odpowiednikiem partycji Windows'owej z powyższego przykładu. Nie mylić ze sterownikiem.
- etc - ustawienia systemowe. Aby zmieniać te ustawienia, trzeba mieć uprawnienia root'a (administratora).
- home - katalogi domowe użytkowników.
- lib - biblioteki systemowe, wykorzystywane przez aplikacje.
- media - o tym już pisałem wyżej.
- mnt - ten katalog spełnia takie same zadanie jak /media, domyślnie nie jest on używany w Ubuntu, ale jest zachowany dla kompatybilności.
- opt - generalnie nie używany w Ubuntu, instaluje się w nim programy. Zachowany z tego samego powodu co /mnt.
- proc - to jest specjalny katalog. Jego zawartość jest w pamięci RAM, a nie na dysku. Są tu trzymane informacje na temat aktualnie wykonywanych procesów i jądra systemu. Dostęp do jego zawartości ma tylko root.
- root - katalog domowy root'a.
- sbin - katalog poleceń, które może używać tylko root.
- srv - umieszcza się tu pliki różnych usług sieciowych, takich jak www, ftp, samba
- sys - tu są przetrzymywane dane do konfiguracji jądra systemu.
- tmp - pliki tymczasowe aplikacji.
- usr - w tym katalogu znajdują się pliki aplikacji zainstalowanych w systemie. To takie trochę Program Files.
- var - logi systemowe.
Mam nadzieje, że przedstawiłem wszystkie możliwe informacje na początek, aby móc mniej więcej zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi i spróbować instalacji Ubuntu na swoim komputerze. Jest jeszcze sporo do nauczenia się, jeśli zdecydujesz spróbować tego systemu. Ja sam co dzień uczę się czegoś nowego. W następnym artykule w tym dziale napiszę jak zainstalować system Ubuntu.