Strona 1 z 5
Ostatnie poczynania Canonical sprawiły że musiałem zrezygnować z Unity, z tego względu że przestało być dla mnie środowiskiem wydajnym do pracy. Za namową znajomego przeszedłem na KDE, to było moje drugie podejście do tematu, tym razem skuteczne. Unity porzuciłem ze względu na stabilność.
Unity samo w sobie nie jest złe. Z wersji na wersję Ubuntu nabiera kształtu i pomysłu na oryginalne rozwiązanie desktopowe, ale moment jego wprowadzenia jako domyślne i jedyne środowisko jest zdecydowanie za wczesny. Po pierwsze stabilność tego rozwiązania. Na początku oparte tylko o wtyczkę do Compiz'a, który z wersji na wersję Ubuntu stawał się coraz mniej stabilny i coraz bardziej obciążał komputer. Później dochodzi Gnome 3, stabilność wzrasta, ale do pełni szczęścia jeszcze dużo brakuje. W Ubuntu 11.10 Unity można nazwać wersją beta. Środowisko potrafiło się zawiesić zostawiając nas tylko z tapetą kilkakrotnie w ciągu godziny. To był najważniejszy powód dlaczego chciałem uciec od tego. Tym bardziej, że w Ubuntu już nie było do czego uciekać, bo nie było Gnome 2. Gdy zdążyłem się zadomowić w
KDE odkryłem forka starego dobrego Gnome 2 czyli Mate, ale już było za późno aby się przesiadać. KDE mnie pochłonęło całkowicie. Podsumowując Unity to dobry pomysł, ale złe wykonanie.

Kolejna sprawa która bardzo mnie irytuje w Gnome 3 czy Unity to wszędobylski minimalizm. Ograniczona konfiguracja, jak najmniej pasków narzędzi, przycisków, paneli i tak dalej. Jeszcze w Unity nie wygląda to tak źle jak w Gnome Shell gdzie na belce okna jest tylko jeden przycisk: do zamykania. A gdzie minimalizacja i maksymalizacja??? Nautilus został pozbawiony możliwości konfiguracji przycisków, pasków narzędzi, ma tylko taki wygląd jak zaprojektował go programista. Żadnej możliwości konfiguracji programu pod siebie, aby ułatwić sobie życie. Absolutne minimum, nie wspomnę o tym że po mojemu to wygląda brzydko.
Ta ubogość w możliwości konfiguracyjne dotknęła również cały system. Nie można już w łatwy sposób zmienić czcionki w systemie, włączyć ikonki na przyciskach czy zmienić ikony w ogóle. Konfigurować można przez narzędzia typu d-conf czy g-conf, które przypominają rejestr z Windows'a. Możliwości konfiguracyjne jeszcze mniejsze niż w systemie z Redmond. A nie po to uciekałem do Windows'a aby teraz wracać do czegoś takiego.
To co w Gnome 2 podnosiło jego użyteczność i funkcjonalność to aplety, małe wyspecjalizowane aplikacje umieszczone na panelach, zawsze pod ręką. W Unity możemy o tym zapomnieć. Praktycznie ich brak, nie ma takiego wyboru jak w starym dobrym Gnomie. To był kolejny powód który rzucił mnie w kierunku KDE. Funkcjonalność przede wszystkim.
Kolejną rzeczą do której mam mieszane uczucia to globalne menu w Unity, które wcześniej średnio sobie radziło z aplikacja mi QT, menu po prostu się nie pojawiało. Osobiście po używaniu dłuższy czas takiego menu stwierdziłem, że to krok w tył, jeśli chodzi o prostotę używania. Gdy mamy spory monitor i okno jest na dole ekranu, to żeby wybrać menu muszę przejechać myszą przez cały ekran aby wybrać opcję. Na przykład: używam kalkulatora, który jest na dole monitora, ponieważ wyliczam coś z przeglądarki i nie chce aby mi go coś zasłaniało.I teraz jak chce zmienić tryb pracy kalkulatora muszę jechać na górny panel, pojawia się menu i wybieram co trzeba. Dla mnie przyzwyczajonego do menu pod ręką, zaraz pod belką okna to utrudnianie sobie życia. A zyskujemy zaledwie kilkadziesiąt pikseli w przestrzeni roboczej.
- Poprzedni artykuł
- Następny artykuł »»